loading...

Naprawdę miałam piękne życie

27 grudnia 2023r. Odsłon: 189

Z naszą 100–letnią parafianką panią Ireną Studnicką rozmawiała Edyta Wilk

Jak zmieścić 100 lat życia w krótkim wywiadzie? – z taką wątpliwością szłam do pani Ireny Studnickiej – naszej parafianki, której ks. Proboszcz w dniu 15.10.2023 r. wręczył przyznany przez arcybiskupa Marka Jędraszewskiego złoty Medal Ojca Świętego Jana Pawła II za zasługi dla Archidiecezji Krakowskiej. Wysłuchałam opowieści na dwa głosy – Pani Ireny oraz jej córki Jadwigi. Historii o dzieciństwie na wsi razem z czwórką rodzeństwa, doświadczeniu wojny, przeprowadzce do Krakowa, ciężkiej pracy i przyjaźniach. Nie przedstawię biografii, bo musiałaby powstać cała książka, ale to nie daty, suche fakty czy chronologia mają największe znaczenie.

Jednak na początku oddajmy głos Pani Irenie: – Zacznę od tego, że w ogóle nie spodziewałam się tego, co mnie spotkało w parafii z okazji tych moich urodzin i że aż tylu ludzi będzie chciało się coś o tej mojej starości dowiedzieć. Naprawdę miałam piękne życie i jak teraz o tym myślę, to rzeczywiście trzeba takie rzeczy pamiętać, żeby móc innym o tym opowiadać.

Rodzice

Kilkakrotnie podczas rozmowy pada przekonanie, że to dobre, długie życie Pani Irena zawdzięcza przede wszystkim swoim rodzicom. – Wychowałam się na wsi, w Stryszowie, niedaleko Wadowic. Tata, choć ukończył tylko 7 klas, był właściwie lekarzem, ponieważ na wojnie przez 4 lata pomagał doktorowi z Krakowa. Tatuś był bardzo zdolnym człowiekiem i tyle się przy nim nauczył, że po wojnie ludzie przychodzili do niego jak do lekarza. Rodzicie wychowali nas pięcioro i dbali o nasze wykształcenie, żebyśmy mieli zawód i byli pracowici. Często zimą tata przynosił wielki stół, przychodziły nawet dzieci sąsiadów i nas wszystkich uczył – polskiego, historii, a najbardziej pilnował matematyki. Mówił, że każdy musi umieć liczyć, pisać i czytać. Dzięki Bogu, miałam dobrych rodziców, którzy umieli dzieci wychowywać i odżywiać mimo biedy.

Kraków – ciężka praca i przyjaźnie

Zaraz po wojnie Pani Irena wyszła za mąż i przeprowadziła się do Krakowa, początkowo mieszkając kątem w malutkim pokoiku u obcych ludzi. Z czasem zawiązała się między nimi taka przyjaźń, że nawet jak gospodarze wyprowadzili się do domu w Rudawie, wciąż utrzymywali ze sobą kontakt. – Oni już umarli, ale się ze mną nie rozstali, bo wciąż się za nich modlę.

To również czas narodzin dwójki dzieci – syna i córki, rok po roku. – Bardzo dużo nocy przepracowałam. Zrezygnowałam z dobrej pracy i wzięłam pracę domową, żeby być w domu z dziećmi i dla nich. Dzięki temu było mi dobrze, bo mogłam w dzień jechać z nimi na wycieczkę, a w nocy szyłam męskie koszule. Byłam szwaczką bieliźnianą, a ponieważ mało kto potrafił uszyć kołnierz, więc oprócz całych moich koszul szyłam też kołnierze za te osoby, które nie umiały tego zrobić. I dwie suknie ślubne uszyłam, i tyle sukienek komunijnych… Ks. Paweł to by powiedział, kto uszył jego mamie sukienkę do pierwszej Komunii…

Tym sposobem opowieść przeszła do kolejnej ważnej, wieloletniej przyjaźni w życiu Pani Ireny – a że los w niezwykły sposób splata historie różnych ludzi, to ową przyjaciółką jest Pani Krysia – siostra babci naszego wikariusza ks. Pawła Sułko.

Na te przyjaźnie i wzajemną pomoc zwraca też uwagę p. Jadwiga. – Myślę, że duże znaczenie dla świetnego stanu mamy ma pogodne usposobienie i chęć, żeby żyć z ludźmi w zgodzie, bo nigdy nie było u nas żadnej zawiści czy zazdrości. Raczej odwrotnie – zawsze się pomagało czynem i słowem. Pamiętam choćby to, że kiedy byliśmy z bratem w szkole podstawowej, to przez ponad pół roku mieszkaliśmy w sześć osób w pokoju z kuchnią, ponieważ mama wzięła do naszego mieszkania ciocię z mężem, którzy czekali na przydział mieszkania.

Szczęście przeplatane łzami

W opowieści Pani Ireny dużo o dobrych relacjach z innymi. – Pan Bóg mnie uchronił od różnych rozpaczliwych rzeczy. Miałam życie, w którym nie wyrządziłam nikomu dużej krzywdy, a ludzie lubili ze mną przebywać i pracować. Ale sama nieraz sporo przepłakałam – zwłaszcza nad czyjąś niedolą.

Dotykamy też najtrudniejszej, najświeższej rany. – Dla mnie to była tragedia ogromna – tutaj moje stulecie i tylu ludzi garnęło się do mnie z życzeniami i prezentami, a tu choroba i śmierć mojej wnuczki Renaty, którą pochowaliśmy teraz w lipcu. Tyle lat przeżyłam, a odchodzi moja wymodlona, wymarzona wnusia. Musiałam być wtedy taka dzielna...

Temperament

Nieoczekiwanie w trakcie rozmowy pada: – Przyznam się, że chciałam być siostrą zakonną, ale znajoma zakonnica odradziła mi to, mówiąc: Irenko, z Twoim temperamentem?! Bądź dobrą żoną i matką. A temperament miałam i owszem – wszędzie mnie było pełno. Naprawdę taka byłam żywa i chętna do wszystkiego – na próbę chóru biegłam pół godziny. Lubiłam śpiewać, pracować, tańczyć – niejedną noc przetańczyłam, a potem wróciłam do domu i trzeba było uszyć te 7 koszul. I zasypiałam nad maszyną, i szyłam na pamięć… Nie zmarnowałam w życiu – ja bym powiedziała – nawet godziny.

Pani Jadwiga dodaje, że choć mama od rana do nocy pracowała, to był też teatr, kino, opera… – Tata pracował na poczcie, a choć nie znał nut, to grał na saksofonie i na klarnecie, a potrafił też na skrzypcach. Razem z moim bratem, który skończył szkołę muzyczną grali nieraz na weselach, na które mama gotowała, piekła ciasta oraz piękne torty. A dzięki temu, że brat jest muzykiem i grał w Polskim Radiu, w operze i operetce, to mieliśmy bilety na różne koncerty i strona muzyczna była nam bardzo bliska. Ileż było rozmów przy stole o muzyce i koncertach!

Aktywność fizyczna i duchowa

Zastanawiało mnie, co Pani Irena robi teraz, kiedy nie musi już tak dużo i ciężko pracować. – Budzę się o 7.00, bo nie mogłabym spać długo, więc się ruszam – tu wymachy rękami, tu nogami i jeszcze nożyce robię. A jak już poćwiczę, to idę do łazienki i dziękuję Panu Bogu za tę wodę i za to, że mając 100 lat mogę się sama obsłużyć i wszystko koło siebie zrobić. Potem cichutko robię sobie śniadanie, żeby nikogo nie obudzić. Jak już zjem, to najczęściej zaczynam się modlić nowenną do św. Józefa, ale nie wiem, kiedy ona się skończy, bo dzięki mojej mamie tak kocham św. Józefa, że ta nowenna trwa wiecznie. Mam teraz tyle duszyczek, za które się modlę, że potem jeden różaniec, drugi – i tak leci. Tak teraz to właściwie cały czas się już modlę.

Pani Jadwiga dodaje, że mama wciąż jest aktywna i szuka sobie zajęcia. – Nawet przedwczoraj byłyśmy na działce i dwa przystanki na nogach przeszłyśmy, bo lekarze mówią, że warto dla zdrowia przynajmniej tyle się przejść. A na tej działce to siejemy i zbieramy zioła – nagietek, pokrzywę, mlecze, skrzyp. I mama zawsze coś tam sobie zrobi, bo mówi, że nie mogłaby siedzieć bezczynnie…

W naszej rozmowie też już chyba za dużo siedzenia, bo dostaję zaproszenie, żeby oglądnąć pokoik Pani Ireny. A tam cała ściana zdjęć – z fotografii spogląda na mnie z dumą i uśmiechem pięć pokoleń. Z przeciwległej strony dosięga mnie troskliwy wzrok Matki Bożej Częstochowskiej. Na stoliku koło łóżka obrazki ulubionych świętych, malutki krzyż i świeże kwiaty oraz różaniec z Afganistanu, przywieziony przez męża wnuczki. Patrzę na zdjęcia bliskich i armię świętych – i myślę z uśmiechem, że z taką „obstawą” można mieć tylko piękne życie. Nawet jeśli nie zawsze łatwe.

– Będę się za Panią modlić – słyszę na pożegnanie. – A modlitwy starych ludzi podobno są bardzo skuteczne. Zresztą ja czuję, że Pan Bóg bardzo mnie kocha.

Wychodząc z tego domu też to czuję. Miłość i czułość – Boga i człowieka. Półtorej godziny rozmowy – śmiech i płacz, radości, dramaty i wzruszenie ściskające gardło. Ani jednego słowa narzekania. I matczyne: Jadziu, już nic nie mów, bo Pani braknie zeszytu oraz ukradkiem szeptane, żeby córka nie słyszała: Trochę się o nią martwię, bo coraz trudniej jej chodzić… Na sam koniec pada jeszcze przepraszające: Tyle czasu Pani zajęłyśmy – a mnie żal wychodzić – tyle życia, ciepła i troski w tym domu. I kołacze mi ta myśl: Nie zmarnowałam nawet godziny…

Daj Boże – móc tak powiedzieć u schyłku dni.



10 maja 2024
Rok liturgiczny: B/II
Wspomnienie św. Jana z Avili, doktora Kościoła
Kolor szat

Fotogalerie

Wsparcie

Przelew bankowy



Przelew tradycyjny

Pozostań:

Parafia Rzymskokatolicka

Św. Jadwigi
Królowej

ul. Władysława Łokietka 60, 31-334 Kraków
tel: (12) 637 14 15, fax: (12) 638 71 52
swietajadwiga@diecezja.pl

NIP: 945-19-20-291
REGON: 040097801

Konto bankowe:
PKO BP 49 1020 2906 0000 1702 0086 1682
Kraków / Krowodrza

Jak dojechać
do parafii

Parafia św Jadwigi

Plan parafii



C2011 - 2024 / Wszelkie Prawa Zastrzeżone
Polityka prywatności / Polityka dostępności