Dobra nowina o miłości małżeńskiej
Państwo Elżbieta i Janusz Kulinowscy są małżeństwem od 50 lat, a 7. lipca 2023 roku obchodzili złote gody.
Są małżeństwem od 50 lat, poznali się podczas zabawy sylwestrowej w Pałacu Potockich, a miłość to dla nich myślenie o drugim. I właśnie w ten sposób żyjąc, przede wszystkim myśląc o sobie wzajemnie, nie nudząc się ze sobą, zwiedzając muzea, pijąc wspólnie kawę, różniąc się i jednocześnie mając wspólne pasje, 7. lipca 2023 roku złote gody obchodzili państwo Elżbieta i Janusz Kulinowscy.
Miłość inspiruje, staje się natchnieniem, a dla niektórych prawdziwą istotą życia. Zazwyczaj wszystko zaczyna się od niewinnych gestów i spojrzeń. Czy po 50 latach wspólnego życia w małżeństwie pamiętacie Państwo ten początek?
- Ooo, pamiętamy – odpowiada zatopiony we wspomnieniach p. Janusz.
- Pamiętamy. To był sylwester – dopowiada p. Elżbieta. – Poznaliśmy się trochę służbowo. Organizowali nam sylwestra. Mąż jest starszy o osiem i pół roku, był pracownikiem administracji w Urzędzie Miasta. Ja byłam z chłopakiem, a on był z dziewczyną.
- Dużo ludzi się tam przewijało, ale blisko siebie siedzieliśmy.
- Jak wtedy zaczęliśmy tańczyć, tak właściwie do tej pory chodzimy na sylwestra co roku. To jest takie fajne, bo ja byłam młoda, miałam 22 lata. A on był już po studiach, miał stanowisko, zapraszał mnie do lokali, opowiadał o podróżach za granicę. I tak to się zaczęło.
Często wracacie do lat swojej młodości?
- Wracamy, wracamy – odpowiada p. Janusz.
- Im człowiek starszy, tym częściej wraca. Cały czas mamy taką grupę znajomych, z którymi gdzieś chodzimy. I oni mówią, że się nic nie zmieniamy od lat. Bo znowu idziemy na zabawę sylwestrową.
- Dziwią się.
- Oni dziwią się, że my tak chodzimy. A my wspominamy. Mimo że mąż nie lubił tańczyć, to przy mnie się rozkręcił. Roztańczył się.
- Nie narzekam. Te 50 lat bardzo szybko nam przeleciało.
Jan Paweł II mówił, że „człowiek szuka miłości, bo w głębi serca wie, że tylko miłość może uczynić go szczęśliwym”. Dlaczego zdecydowaliście się spędzić razem życie?
- Ja to się zakochałam. A Ty, to nie wiem… – mówi p. Elżbieta zwracając się do męża.
- Ja tak samo. Trudno powiedzieć jednoznacznie, bo to jest najpierw jakaś fascynacja. Jak się spotykaliśmy i bardziej poznawaliśmy, to tym bardziej byłem za żoną. A żona chyba za mną.
- No tak! Przecież wiadomo, że jak jest się młodym, to spotyka się z różnymi osobami. Ale ja byłam wesoła, gadatliwa, a on był spokojny, wyważony. Zagadałam go i zagaduję go już 50 lat.
- Tak się złożyło, że spotkaliśmy się na tym sylwestrze.
- Zakochaliśmy się.
- I zdecydowaliśmy się na ślub dość szybko.
„Powiedz mi, jaka jest twoja miłość, a powiem ci, kim jesteś” mówił Jan Paweł II. Zatem z perspektywy 50 lat – co to jest miłość? Jak moglibyście ją zdefiniować?
- Miłość polega na wzajemnym szacunku do drugiej osoby i pomaganiu tej osobie – bez wahania odpowiada pani Elżbieta.
- Wczuwanie się w drugą osobę i w jej problemy. To jest miłość.
- Robić wszystko, żeby druga osoba była zadowolona. I nie tylko wtedy, jak jest zdrowy, ale też jak jest chory. W miłości człowiek się stara. A nawet to samo wychodzi, że trzeba pomagać. Dlatego, że pierwsze lata to fascynacja i te lata są inne. Potem przychodzi odpowiedzialność, dzieci, szarość życia. Ale my się szanujemy. Jedno drugiemu daje pole do działania. Jako że mąż mniej lubił wyjeżdżać, to ja za granicę wyjeżdżałam z koleżankami z pracy. Ale mąż nie krzywdził sobie. Był w domu. A ja zanim wyjechałam, to całą lodówkę jedzenia przygotowałam, wypełniłam słoiki, żeby miał gotowe i nie narzekał, że mnie nie ma 7 dni.
- Miłość to myślenie o drugim człowieku – dopowiada zamyślony małżonek.
- My zawsze tak myśleliśmy o sobie. Mąż zawsze mi pomagał w domu i do tej pory mi pomaga. Tak jak on okna mył, to nikt nie mył. Jak byliśmy młodzi, a to były czasy komuny, to on przez 10 lat nosił z pracy obiad w menażkach. To też o czymś świadczy, prawda?
O miłości!
- Miłość. Nie ma innego wspanialszego uczucia, jak miłość. Ja jestem szczęściarzem, że spotkałem na swojej drodze żonę. Miłość to jest wspólne życie i wspieranie się nawzajem.
- Tak. Wspieranie się. To taka podstawa. Nie można zostawić człowieka. Ani w chorobie, ani w radości. To bycie razem na dobre i na złe.
Jan Paweł II powiedział, że „nie żyje się, nie kocha się, nie umiera się – na próbę”. Jakie więc było te 50 lat? Jak możecie je podsumować?
- I dobry, i trudny to był czas – rozpoczyna p. Elżbieta. - Ale nie narzekaliśmy.
- Jesteśmy religijni i się modlimy. Jak się coś dzieje, to idziemy do kościoła i się modlimy. To nam też pomaga. I jesteśmy szczęśliwi. Nie narzekamy w ogóle na nic. Uważamy, że jest nam całkiem dobrze. Chodzimy do kina, do teatru, na sylwestra, na koncerty, spotykamy się ze znajomymi, nie nudzimy się ze sobą.
Według Jana Pawła II „małżeństwo to wyjątkowa wspólnota miłości i życia, która rodzi się z dwojga ludzi i jest darem samego Boga”. Co nadal lubicie robić razem? Czy jest coś, co nazwalibyście Waszym wspólnym małżeńskim rytuałem, bez którego nie wyobrażacie sobie dnia?
- Ja myślę o tej naszej kawie – mówi p. Elżbieta zwracając się do męża. – Codziennie o godzinie 11:00 pijemy kawę i włączamy sobie w telewizorze na YouTube jakiś blog podróżniczy i zwiedzamy, codziennie jesteśmy w innym kraju.
- Tak, zwiedzamy różne kraje – dodaje p. Janusz. – A druga sprawa to jest wychodzenie z pieskiem naszej córki. Codziennie o 12:00, po tej kawie, idziemy na spacer z pieskiem do parku.
- Jeszcze mamy taki zwyczaj, że chodzimy po muzeach. Bo mąż uwielbia malarstwo. Czasami lubimy jechać na kawę na Rynek, a później do jakiegoś muzeum.
Jan Paweł II wskazywał, że „małżeństwo to droga wzajemnego poznawania i akceptacji, budowania zaufania i pełnego oddania siebie nawzajem”. Jak więc radziliście sobie z odmiennymi zainteresowaniami, różnymi potrzebami, jak godziliście tę swoją odmienność i indywidualność?
- My się naginaliśmy trochę do siebie. Ja mam naturę inną, on jest bardziej spokojny.
Jak to pogodzić?
- Ja to mam szczęście, bo mąż jest usłuchliwy. Czyli jak mówię chodź, pójdziemy do kina, to wiem, że chociaż on nie lubi kina, to pójdzie tam dla mnie. Tak się uzupełniamy. Ale trzeba też ustępować. Na przykład ja wolę iść na basen, bo uwielbiam pływać, a mąż chodzi z siostrą od wielu lat na Uniwersytet Trzeciego Wieku.
- Teraz jesteśmy na Uniwersytecie Jana Pawła II. Tu najbardziej podobają mi się zajęcia. To jest taka odskocznia, a poza tym rozwija umysł.
- A gdy jesteśmy na plaży, to on siedzi w cieniu i rozwiązuje krzyżówki, a ja pływam. A potem wspólnie idziemy na kawę. Tak że to są takie rzeczy, które nas różnią.
„Małżeństwo – jak mówił Jan Paweł II – to sakrament miłości, który wymaga od małżonków ciągłej pracy nad sobą i nad swoim związkiem”. 50 lat wspólnego życia to bardzo długi czas; wiele wydarzeń radosnych, smutnych, przyjemnych, trudnych. Czego nauczyła się Pani, Pani Elżbieto, od męża przez te lata?
- Myślę, że trochę spokoju i opanowania; że trzeba przemyśleć niektóre decyzje. I mąż ma też bardzo dużą wiedzę. Jak czegoś nie wiem, to od razu się go pytam i on wszystko wie. Podoba mi się to.
- A Ty byłaś zaradna, bardziej zaradna. I tej zaradności się nauczyłem od Ciebie – szybko wtrąca małżonek.
Właśnie, czego Pan, Panie Januszu, nauczył się od swojej małżonki?
- Właśnie tej zaradności. Żeby nie tylko liczyć na kogoś, ale też i na siebie.
- Bo ja taką metodę opracowałam – tłumaczy p. Elżbieta – że jak on nie umiał, to i tak mu kazałam robić. Ja mówiłam: spróbuj, zrób, umiesz. I potem się okazywało, że on wszystko umiał. Bo tylko tak mu się wydawało, że ja wszystko zrobię, przeskoczę świat. A tu się okazało, że on też wszystko potrafił zrobić. Każdą rzecz porządnie układał. Do dziś pamiętam też, jak on czyścił buty. Nie do wiary. Ja nigdy nie wiedziałam, że można tak porządnie układać i czyścić. Bo ja to tak pracowałam, żeby dużo rzeczy zrobić na raz. A on mnie hamował: spokojnie, pomału, bez wariactwa. Tak się uzupełniamy.
- Ja się nauczyłem też wytrwałości.
- Może też cierpliwości? Chociaż nie! Cierpliwości to ja się od ciebie nauczyłam – podsumowuje małżonka.
„Miejcie odwagę żyć dla Miłości” – brzmią słowa Jana Pawła II. Nawet w cudownych małżeństwach zdarzają się niezamierzone sytuacje, w których jedno zrani drugie, straci cierpliwość czy nie wysłucha do końca. I cóż wtedy robić? Jaką macie radę?
- Ja jestem wybuchowa, a mąż jest spokojny. I jak ja zaczynam, a widzę, że mąż się nie odzywa, tylko robi taką smutną minę, to mnie od razu przechodzi. Bo od razu żal mi się robi, jak widzę, że on to przeżywa. I myślę sobie: nie będę go męczyć, bo może go to przerasta. I zawsze było tak, że ja pierwsza przepraszałam. Bo najpierw coś powiem, a potem przeproszę. Krzyknę, zrobię awanturę, a potem powiem: ale właściwie to nie było powodu, ja cię przepraszam. Nie słuchaj, co ja mówię do ciebie. Bo ja się musze wygadać. A on to wszystko bierze do siebie i ja mu potem tłumaczę, że ja tylko tak powiedziałam w złości w danym momencie. I on potem mówi: tak to długo trwało, żebym się nauczył, bym nie słuchał, co ty mówisz – i w tym momencie małżonkowie, p. Elżbieta i p. Janusz, zgodnie, radośnie się śmieją.
- Bo mąż nigdy ani nie krzyknie, ani nie wrzaśnie, ani nie strzeli drzwiami. Jest typem spokojnym, nawet bardzo. Ale dobrze – bo byśmy się nie dogadali.
Zatem o czym powinny pamiętać inne małżeństwa, młodsze stażem, gdy jest im trudno i przeżywają kryzys? Co poradzicie? Jak wy sobie radziliście?
- Żeby nie podejmować decyzji szybko, od ręki. Tylko trzeba przemyśleć, prawda? – zwraca się p. Elżbieta do męża. – Nie mogą po wariacku podejmować decyzji.
- Tak, też tak uważam. Żeby się zastanowić, przemyśleć, zaufać Panu Bogu, modlić się. Mi bardzo pomaga modlitwa.
- I co jeszcze robimy rano? – przypomina sobie p. Elżbieta. – I to jest nasz kolejny rytuał. Codziennie przed śniadaniem razem mówimy pacierz. Codziennie. Przez całe lata. W kuchni, przed krzyżem. To też jest ważne. Gdy dzieci były małe, to klękaliśmy przy łóżeczkach.
- I tym młodym małżeństwom to można wytłumaczyć, że są dobre chwile. Ale nie mogą być tylko te dobre – kontynuuje p. Janusz.
- Niech biorą przykład z nas.
„Małżeństwo to droga do doskonałości, która prowadzi do pełnego rozwoju osoby i dojrzałości duchowej”, to kolejne ważne słowa Jana Pawła II. Zatem jaka jest recepta na wytrwanie do końca w miłości i wierności?
- Miłość i szacunek – rozpoczyna p. Janusz.
- I wiara – dodaje p. Elżbieta. – Trzeba wierzyć w Boga. I trzeba uczyć się całe życie ustępować drugiej osobie. Ważne są też te rytuały, które są powtarzane, a które sprawiają nam przyjemność.
- Chodzimy na różne koncerty, wycieczki i wydarzenia kulturalne.
- Mimo że ja nie przepadam za malarstwem, to chodzę z nim. Trzeba mieć wspólne zainteresowania. I trzeba sobie pomagać, wspierać się. Być codziennie razem. Ideałów nigdzie nie ma. Ale te codzienne rytuały są takie piękne. Bo gdyby była godzina 11:00 i mnie by tu nie było i nie piłabym tej kawy, to by mi czegoś brakowało.
- To takie przyjemne przyzwyczajenie – podsumowuje małżonek.
I moje ostatnie pytanie. Choć zapewne życzenia już były, to dziś jeszcze raz, czego życzycie sobie wzajemnie z okazji waszego wspólnego święta?
- Mąż na naszym jubileuszu w lipcu tak pięknie do mnie przemówił, tak pięknie powiedział, że się prawie rozpłakałam. Powiedział to wszystko, co miał we wnętrzu. Z serca podziękował mi za tych 50 lat.
- To nie było wcześniej przygotowane.
- I na koniec powiedział kocham cię bardzo. Tak się tym wzruszyłam, że nie wstydził się przy wszystkich gościach tak pięknie mówić. Bardzo mi zaimponował. Ja już później nie miałam co mówić. Wszystko co chciałam, to on już sam powiedział.
- A dziś życzę, byś wytrzymywała ze mną jeszcze. Jeszcze chociaż parę lat.
- Najważniejsze, żebyśmy byli zdrowi, bo wszystko inne już jest. Tylko nam potrzeba zdrowia i żeby dzieciom się układało. Bo naszym szczęściem są dzieci, wnuki, rodzina, nawet ten pies, którego wyprowadzamy codziennie.
Jan Paweł II powiedział do małżonków: „Niech wasza droga będzie wspólna. Niech wasza modlitwa będzie pokorna”. I tego Państwu życzę – wspólnej drogi tu na ziemi i w niebie, byście tam się spotkali. Niech Pan wam błogosławi na kolejne małżeńskie dni, radości i jubileusze.
M.P